Właściwie jaki powinien być ten tytuł ?

Hej!

Kochani zawsze zastanawiam się nad tytułem i w sumie to to właśnie z nim najdłużej schodzi bo potem to już jakoś leci to pisanie ;) Więc dziś postanowiłam się nie zastawiać a tytuł możecie sobie napisać sami :)

Dziś mamy już 23.10.2016r. i tak właściwie nie ma w tej dacie nic nadzwyczajnego, ale jest kilka przemyśleń: jak ten czas szybko leci, ile się przez ten czas wydarzyło itd. ojj a działo się sporo szczególnie 2 tygodnie temu to był dla mnie i męża gorący czas. W sumie to sama nie wierzyłam, że to co się dzieje dzieje się na prawdę. Wydawało mi się, że takie rzeczy to mogą się dziać tylko w filmach a jednak się myliłam. Ciekawi jesteście o co chodzi? o czym ona w ogóle mówi? Już już wyjaśniam.

Jakiś czas temu w jednym ze swoich filmów (gdzieś w 12 minucie) wspominałam o planach urlopowych i o mojej ciekawości i informacji na temat tego gdzie lecimy co tam zastać możemy (oczekiwania).


Tak naprawdę nasza przygoda z całą wyprawą na Korfu zaczęłam się nie w niedzielę 9.10, a już w piątek wieczorem. Ostrzegam opowieść będzie długa więc zróbcie sobie kubek czegoś do picia ;) 

PIĄTEK 7.10
Ostatni dzień pracy skończył się o 17.00 i już jakieś pół godziny potem zabierałam się za pakowanie toreb i plecaków. Szczerze, nie zajęło nam to tak długiego czasu jak myślałam. Ciuchy spakowane, kosmetyki w kosmetyczkach, oprócz tego wszelkie tabletki w razie WU no i oczywiście sprzęt, wszystkie dokumenty w saszetkach, to w czym pojadę naszykowane na fotelu czas na relaks w postaci kąpieli :) I do tego momentu było cudownie. Koszmar zaczyna się właśnie teraz kiedy zrelaksowana, pachnąca i świeża wychodzę do salonu gdzie zdenerwowany mąż oznajmia mi : " Nic nawet do mnie nie mów" dokładnie takie były jego słowa. Ale o co chodzi? "Lot jest odwołany" A jaja sobie robisz... "Dostałem SMS chcesz to sobie przeczytaj".
Przeczytałam... Adrenalina zrobiłam swoje, a mój relaks poszedł w zapomnienie. Jak to przecież jutro mieliśmy jechać na spokojnie do mamy, odpocząć przed porannym niedzielnym lotem i urlop czas zacząć. 
Szybko chcieliśmy skontaktować się z linią lotniczą, o co w ogóle chodzi. I jak to możliwe, że odwołali akurat nasz lot? Po ciężkich godzinach dowiedzieliśmy się, że greccy kontrolerzy strajkują i po prostu nie ma szans na lądowanie samolotu. Nosz... sobie pomyślałam my to zawsze mamy pecha. A że godzina była już późna 22.30 zrezygnowani poszliśmy spać z nadzieją w zasadzie nie wiedzieć jaką, że jutro będzie lepiej...

SOBOTA 8.10 
Rano uświadomiliśmy sobie, że to nie żart, że nie jedziemy i nie lecimy. Czas złożyć reklamacje na odzyskanie pieniędzy za lot i za hotel. Czas zadzwonić do pracy odwołać urlop. Rozpakować walizki, pogodzić się z faktem. Ten dzień był kiepski, brak ochoty na cokolwiek. Ból żołądka i głowy sięgał zenitu. Dobrze, że jutro niedziela to jakoś trzeba się ogarnąć i myśleć o powrocie do codzienności. Oczywiście wszyscy dobrze wiedzą, że lubię oglądać seriale szczególnie w ciepłym łóżku i to może poprawić mój humor ;) No i tak mijał mi wieczór godzina 22.00 w zasadzie to powoli myślałam, żeby iść spać, aż słyszę śmiech męża i krzyk : "Przywrócili nasz lot" Sobie myślę CO ? głupi żart... tym razem również nie żartował. SMS mniej więcej zawierał info że lot przywrócony ale informacje na lotnisku. Lot mieliśmy z Rzeszowa a do niego mamy jakieś 4 godziny jazdy, lot planowany na 9.35. I co tu teraz robić ? reklamacja złożona nie wiadomo czy w ogóle mamy po co tam jechać ? ale skoro taki sms, a na internecie nasz lot jest i bilet jest no to jedziemy... tylko kiedy ? No właśnie po co na noc skoro bylibyśmy o 1 w nocy bez sensu pojedziemy o 3 rano prosto na lotnisko. Oczywiście ponowne pakowanie na szybko, tel. do pracy, że jednak lecimy no i szybko trzeba iść spać no bo na zegarku 24 no to super mamy 3 godziny snu... Ojjj z emocji to ja w ogóle nie spałam...

NIEDZIELA 9.10
3.00 rano - budzik oznajmia, że to już ta godzina. Serio? ja mam wstać w środku nocy? Ja która uwielbia sen i wstanie o 5 czy 6 kończy się bólem głowy i ogólnym zmęczeniem, a do tego efektem " zimno mi" No ale nic jak trzeba to trzeba wstałam nawet pierwsza i ogólnie to planowo wyjechaliśmy o 4.00 jednak tego dnia mgła była taka, że świata nie było widać i wiadomo było, że będziemy jechać ostrożnie baaa o ile w ogóle będziemy jechać bo musieliśmy zatankować auto. Udało się bak pełen jedziemy A4 piękna autostrada totalnie rozkopana, za co ja płacę? Około 8.00 docieramy na lotnisko. Auto stoi zaparkowane kurtki w bagażniku, bagaże w dłoń i lecimy :) Wchodzimy na lotnisko do okienka "przewoźnika" a ja głośno mówię: " w końcu polecimy" Na to odzywa się pan z kolejki z entuzjazmem : "Chyba o 24" hmmm... spojrzałam na tablicę i faktycznie co widzę ? 


Na domiar złego pani z okienka oznajmia, że to może się zmienić i w zasadzie nie wiadomo czy na lepsze, czy na gorsze. Ludzie oczywiście wyżyli się na niej ( biedna to nie jej wina tylko pracuje w informacji) No i co jedziemy jednak do mamy i przyjedziemy znowu o 22.00. Totalnie zmęczona padłam... pospałam sobie jakieś 4-5 godzin z przerwami. Lot jednak przyspieszyli i planowany czas to 22.35 . No to lecimy :) Tym razem odbyło się bez komplikacji i faktycznie gdzieś przed 23.00 wylecieliśmy, ale ale tak naprawdę to dopiero początek emocji i sytuacji i tego co nas czekało. Zaczęło się już dziać na pokładzie samolotu, ale o tym w kolejnej notce ;) czekajcie cierpliwie ;) 


Pozdrawiam,
Glammadame1990:***

2 komentarze:

  1. Podziwiam Cię, ja pewnie bym zrezygnowała, nie cierpię takich sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miałam takie chwile kiedy chciałam zrezygnować, bo w zasadzie straciliśmy jeden dzień, ale bardzo chciałam tam pojechać poznać ich kuchnię i zobaczyć ich kulturę, roślinność właśnie i takie tam ;)

      Usuń